Ta porządna zielona skrzynia zalegała w piwnicy mojego domu rodzinnego od wielu lat. Trafiła do moich rodziców od zaprzyjaźnionego małżeństwa ukraińskich inżynierów. Początkowo myślałam, że przyjechał w niej ich dobytek, bowiem przyjechali do Polski na kilka lat. Okazało się jednak, że w takich skrzyniach przyjechały części zamienne do śmigłowców, które mieli w Polsce przez okres gwarancyjny serwisować inżynierowie z ZSRR.
Choć rzeczywiście skrzynia była solidna, to jednak urodą szczególnie nie grzeszyła. Wykonana ze sklejki, z licznymi wkrętami, z okuciami z zabezpieczonej antykorozyjnie stali, pomalowana zieloną olejną farbą i oznakowana na czerwono, wyglądała bardzo technicznie. Długo się zastanawiałam, co z nią zrobić. Sklejka była w kiepskim stanie, z dużym ubytkiem na wieku i konieczne było szpachlowanie. Usuwanie zielonej olejnej farby z powierzchni sklejki, też nie miało szczególnego sensu.W grę wchodziło więc malowanie lub oklejenie skrzyni.
W końcu wpadłam na pomysł z mapami. Postanowiłam okleić skrzynię starymi mapami. Poprosiłam o takie na forum i już tydzień później miałam pokaźny zbiór map turystycznych, planów miast, stary atlas geograficzny oraz mapy i atlasy samochodowe. Do oklejenia wybrałam te turystyczne z mocno zaznaczoną rzeźbą terenu. Skrzynię ozdobiły mapy Beskidu Żywieckiego, Sądeckiego i Tatr. Kleiłam metodą decoupage używając rozcieńczonego kleju typu wikol, nakładając go pędzlem na podłoże, a po przyłożeniu mapy również na wierzch papieru. Ważne jest dokładne naciągnięcie arkusza. Wyszło idealnie. Sama nie spodziewałam się takiego efektu. 😤
Drugi etap to metalowe okucia. Te nie były za specjalne. Od razu wiedziałam, że przemaluję je na czarno. Tak też zrobiłam, ale kontrast z jasnymi mapami był zbyt duży i nie wyglądało to dobrze. Wykorzystałam więc farbę w sprayu w kolorze starego złota. Prysnęłam tylko jedną cienką warstwę nie pokrywając dokładnie wcześniejszych powłok (czerń przebija spod spodu) i to był właśnie strzał w dziesiątkę. Pewien kłopot sprawiły mi wkręty, którymi okucia były przymocowane. Część z nich była mocno pokrzywiona i nie nadawała się do powtórnego użycia. Miałam więc zamiar wszystkie wkręty kupić nowe. To jednak okazało się niemożliwe. Wkręty musiały być dość krótkie (dość cienka sklejka), grubości tych dotychczasowych (istniejące otwory po starych wkrętach) i mieć małe łby (fazowane otwory w okuciach). Teraz się już takich nie produkuje. Ostatecznie wybrałam te w lepszym stanie, a na niewidoczny spód zastosowałam współczesne, nie do końca pasujące.Wkręty również zostały pomalowane farbą w sprayu.
A co z wiekiem? Już wcześniej wymyśliłam sobie, że wieko obiję brązową skórą i nawet miałam przygotowany odpowiedni kawałek pozyskany ze starej kanapy. Jednak, gdy przymierzyłam, okazało się, że nijak nie pasuje. Ta skóra była po prostu za elegancka jak na skrzynię dla prawdziwego podróżnika. Wtedy pomyślałam o moich marokańskich, skórzanych pufach. Kupiłam je kilkanaście lat temu, ale skóra z których były wykonane, była kiepskiej jakości, zaczęła bardzo szybko pękać i przecierać się, więc trafiły do komórki, gdzie czekały nie wiadomo na co (pewnie na wyrzucenie). To były oczywiście za małe kawałki więc musiałam zabawić się w sztukowanie. Na domiar złego skóra od spodu rozwarstwiała się i klejenie do podłoża nie miało szans powodzenia. W ruch poszedł zszywacz tapicerski.
Stalowe zszywki zupełnie nie pasowały do stylu mebla. Próbowałam pomalować je na kolor czarny lub złoty, ale farba sklejała je i zacinały się w zszywaczu. Rozwiązaniem okazało się pomalowanie mazakiem korektorskim już przybitych zszywek.
Na koniec ostatnie prace: malowanie i mocowanie zawiasów i zamków, przytwierdzenie skórzanych pasków przytrzymujących wieko (ze starego paska do spodni) i pomalowanie na czarno wcześniej zamontowanych kółek.
Jestem zadowolona. Udała mi się prawdziwa skrzynia podróżnika.
Komentarze
Prześlij komentarz