Kolejny odcinek w serialu "bambusowe secesyjne meble". Odcinek pierwszy dotyczył krzeseł, drugi opowiadał o odnowieniu etażerki, a teraz pora na kwietniki.
Sprzedała mi je przesympatyczna Pani, a należały do jej Mamy i chciała, żeby dostały drugie życie. Były w całkiem niezłym stanie: spękań bardzo mało, mosiężne skuwki kompletne, ale (zazwyczaj jest jakieś ALE) nie było oryginalnych półek. Zapewne stare, drewniane blaty, popękały i wypaczyły się, a Tata właścicielki zrobił nowe z płyty wiórowej pokrytej sztuczną okleiną. Półki były dość masywne i solidne, ale nie najładniejsze i w tym stanie zupełnie nie pasowały do mebla.
Odkręciłam blaty, zabrałam się za oczyszczanie bambusowych nóżek i cały czas myślałam, co z tym zrobić. Wszystko pokleiłam, wyczyściłam, zabejcowałam i nałożyłam 26 warstw politury i cały czas myślałam. Mogłam albo wymienić blaty na nowe drewniane, albo zrobić lifting starych. Nie mam dobrych narzędzi do wycinania okrągłych półek i musiałabym zainwestować w drewno, więc najprościej byłoby mi kupić okrągłe drewniane deski kuchenne, najlepiej bambusowe o odpowiedniej średnicy.
Ja jednak utrudniłam sobie życie i wybrałam drugą opcję. Stare półki najpierw pomalowałam na kolor starego złota, następnie na wierzch i boki przykleiłam jutę, którą potem zafarbowałam bejcą orzechową, zabezpieczyłam lakierem. Kupiłam mosiężną taśmę i przymocowałam ją do obrzeża. Oczywiście mosiądz był nowy i lśniący więc wcześniej postarzyłam go za pomocą octu i soli. Robiłam to pierwszy raz i chyba troszkę przedobrzyłam. Przy drugim kwietniku poszło mi już lepiej. Na koniec wyczyściłam i przymocowałam mosiężne skuwki. Efekt mi się podoba, bo mebelki wykończone w podobny sposób stanowią ładny komplet.
Jeden kwietnik został u mnie, drugi sprezentowałam siostrze. Wciąż nie mam stolika więc może będzie jeszcze odcinek czwarty.
Komentarze
Prześlij komentarz