Kaseta na sztućce

Ponad miesiąc temu Ewa przywiozła mi starą, drewnianą kasetę na sztućce. Znajomy Ewy, który nabył ją wraz z przedwojennym domem do rozbiórki, chciał zabrać ją na budowę, żeby przechowywać narzędzia. Nie mogłam nie zaprotestować! 


Na szczęście w domu znalazła się jeszcze metalowa, typowo narzędziowa skrzynka, a kasetka trafiła w ręce Ewy i jej męża, który rozpoczął renowację. Zabrakło mu jednak czasu, a może i zapału, i ostatecznie kasetka trafiła do mnie. Już na początku pracy, pojawiły się spore wątpliwości. Widać było, że coś jest z nią nie tak.

Kaseta była wtórnie pomalowana, zamalowane zostały również mosiężny szyld i zawiasy. Po zdjęciu farby okazało się, że góra wieka, dno i wewnętrzna półka są wykonane z pięknej dębiny, ale boki z drewna iglastego. Hm, dziwne. Zazwyczaj w takim wypadku tańszy gatunek był fornirowany tym szlachetniejszym, tu po fornirze nie było ani śladu.

W takim stanie kaseta trafiła do mnie: zaczęto usuwać farbę i zrobiona została wklejka w szczelinie

Druga rzecz to przegródki do przechowywania sztućców, które wyglądały na samoróbki. Wykonane były z kilku różnych rodzajów gum przymocowanych do drewna mosiężnymi pinezkami, a gdzieniegdzie stalowymi, mocno już zardzewiałymi - znów ślad ingerencji.

Tak wyglądało wnętrze

Zastanawiające były również pęknięcia dębowych elementów. Tak jakby drewno były wilgotne i potem przy schnięciu mocno się skurczyło. Jednak sosnowa rama nie nosiła śladów wilgoci i pozostała w oryginalnym rozmiarze. W efekcie, po sklejeniu, dębowa pokrywa i dno zrobiły się za małe w stosunku do ramy skrzyni i przybite gwoździami, popękały.

No właśnie! - gwoździami. Poszczególne elementy były poprzybijane z wierzchu zwykłymi metalowymi gwoździkami! Nawet skrzynki narzędziowe robi się bardziej finezyjnie.

Dno skrzynki pękło na trzy części. Widoczne są ślady po gwoździkach.

Ostatnia sprawa to zamknięcie kasety. Szyld co prawda był dostosowany do klucza, ale żadnego zamku, ani nawet dziurki na klucz w skrzyni nie było. Za zamknięcie miały służyć zwykłe blaszane rygielki, choć szyld i zawiasy były mosiężne, i nawet były przykręcone mosiężnymi wkrętami.

Mam podejrzenie, że pierwotna kaseta uległa zniszczeniu i pozostawiono z niej jedynie elementy z ozdobnym ryflowaniem, niestety zawilgocone. Do tego dorobiono prostą, sosnową obudowę i wszystko zbito prymitywnie gwoździami. Kasetkę w podobnym stylu, ale w oryginalnym stanie znalazłam wystawioną na popularnym serwisie sprzedażowym. Tam oczywiście całość jest dębowa, a wieko zamykane na wbudowany w ściankę zamek.

Co z tym teraz zrobić?

Po pierwsze rozłożyłam kasetę na części. Zdecydowałam się usunąć wklejkę, którą zrobił mąż Ewy i skleiłam poszczególne części bez żadnych wstawek. Gdzieniegdzie zostały drobne szczelinki, które wypełniłam kitem. Potem usunęłam farbę i dokładnie wyszlifowałam.

Klejenie pęknięć

Zbyt mała skrzynia została po prostu zmniejszona. Rozłożyłam ją na składniki pierwsze tj. 4 deski i docięłam do wymiaru dębowego wierzchu i spodu, po czym ponownie złożyłam "do kupy". Obramowanie wieka pozostawiłam, tak jak było - zbite gwoździami, ale przy skrzyni zastosowałam wkręty. Oczywiście łebki wkrętów były widoczne i mocno raziły. Nakleiłam na nie kawałki forniru. Teraz wygląda, jakby skrzynia była mocowana na drewniane kołki.

Rozłożona i wstępnie oszlifowana rama wieka

Po usunięciu farby różnica w gatunkach drewna była bardzo widoczna: ciemny rustykalny dąb i jasna żywiczna świerczyna (chyba). Jaśniejsze drewno zostało więc zabejcowane na kolor dębu, a szczeliny i dziurki po gwoździach zakitowane. Zastanawiałam się jak wykończyć kasetę: lakier, politura czy może olejowanie? Politura na drewnie dębowym mi się nie podoba, olej za mało trwały, więc ostatecznie całość została polakierowana.

Przyszła kolej na wnętrze kasety. Już na etapie sklejania dębowych blatów, zastanawiałam się jak dodatkowo je wzmocnić,bo klejone krawędzie miały niewielką powierzchnię łączenia. Wymyśliłam, że od środku kaseta zostanie wyklejona materiałem. Tak też się stało. Wybrałam pięknie lśniący welur w gołębim kolorze.

Wyklejanie wnętrza

Wewnętrzna półka też była w 2 częściach i to jeszcze od czasu przeróbki, bo krawędź pęknięcia również była pomalowana farbą. Przez tyle lat krawędzie się wyrobiły i nie pasowały już do siebie, więc z klejenia zrezygnowałam. Miały dalej funkcjonować osobno. Węższą deseczkę przymocowałam na stałe, a szersza to wyjmowana półeczka. 

Jeszcze tylko 2 skórzane paski, które podtrzymują wieko przed opadaniem i prawie gotowe. Prawie, bo brakuje jeszcze zamykania skrzynki. Niestety ścianki są za cienkie, żeby zamocować zamek na klucz więc poszukuję ładnych stylowych haczyków lub zamka do szkatuł. Kolejny przedmiot został uratowany.





Komentarze