Metalowe lampy PRL

 To kolejne rzeczy, których gdybym nie zabrała, trafiłyby na śmietnik. W sumie nic dziwnego, bo obdrapane, pokryte tłustym kuchennym brudem, nie wyglądały dobrze, jednak sama forma wskazywała na ciekawy projekt.

W trakcie rozmontowywania lamp na pojedyncze elementy znalazłam tabliczki znamionowe. Lampy wyprodukowano w Stołecznych Zakładach Metalowych nr 2 Przemysłu Terenowego w Warszawie. Typ produktu nr 1049 - niestety nie udało mi się znaleźć w Internecie nic o tym modelu. Trochę wyglądem przypomina lampę gabinetową (typ nr 1182) zaprojektowaną przez Apolinarego Gałeckiego. Czyżby moja lampa to był również jego projekt? Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne, bo na jednym z blogów znalazłam informację od syna projektanta - Leopolda, że Apolinary Gałecki był jedynym projektantem w tych zakładach na przełomie lat 50-tych i 70-tych, oraz że projektował również lampy sufitowe. Nieznany jest rok produkcji, takich informacji nie ma na tabliczce znamionowej. Ciekawe czy numery poszczególnych projektów były nadawane chronologicznie? 


Przy takich przedmiotach, jeśli się tylko da, warto zostawić oryginalny wygląd. Jednak po dokładnych oględzinach, dokazało się, że lampy zostały już kiedyś przemalowane i to na dodatek niestarannie, farbą olejną w brzydkim ciemnobrązowym kolorze. Z czystym sumieniem, mogłam zdecydować o usunięciu powłok malarskich. Nie byłam pewna czy uda mi się je doczyścić ręcznie, ale poszło całkiem gładko. Od zewnątrz klosze pomalowane wtórnie farbą olejną potraktowałam żelem do usuwania starych powłok. Wnętrze czaszy oraz pierścienie miały białą, fabryczną powłokę. Żel niewiele wskórał, ale opalarka dała radę. Na koniec wszystkie metalowe elementy zostały wygładzone wełną stalową. Nawet w takim surowym stanie, wyglądały pięknie.


Jaki kolor wybrać dla lamp w nowej odsłonie? Prawdopodobnie oryginalnie miały barwę podobną do odcieniu ugier lub ochra. Taki kolor przebijał spod spodu. Dzisiaj nie są to popularne kolory, a zależało mi na tym, żeby lampy dalej pełniły swą rolę. Trochę poszłam na łatwiznę i wybrałam modną obecnie kolorystykę: na zewnątrz matową czerń, a do środka i na pierścienie - stare złoto. 


Części metalowe: czasza, stożek i pierścienie zachowane były w dobrym stanie nie licząc malowania. Jednak pozostałe akcesoria zachowały się tylko częściowo lub były mocno uszkodzone. W jednej z lamp brakowało blokady przewodu, wewnętrznej metalowej tulei, a kabel był po prostu owinięty taśmą izolacyjną i wciśnięty w otwór przelotowy. Plastikowe podsufitki mocno ucierpiały: jedna była pęknięta, druga częściowo ułamana. Cała elektryka i wszystkie drobne elementy były do wymiany.


W całej tej renowacji największy problem sprawiła mi jedna mała część: metalowa tuleja gwintowana dwustronnie, usztywniająca kabel wewnątrz stożka, która zachowała się tylko w jednej z lamp. W popularnych sklepach nie było takich elementów. Ostatecznie zastąpiłam ją dwoma nyplami połączonymi mufą. Bardzo byłam z siebie dumna, że znalazłam, takie niedrogie rozwiązanie.

Na nową drogę życia lampy dostały całą nową elektrykę z pięknym czarnym kablem w oplocie oraz czarne, metalowe podsufitki. Teraz prezentują się tak.









Komentarze