Stolik karciany PRL

 To kolejna rzecz, którą dostałam od Krzyśka, gdy opróżniał przed sprzedażą dom rodzinny. Stolik wcale nie był w złym stanie. Był ładny, zgrabny, nieduży i składany w sam raz np. na balkon. 



Mój stolik dostałam, bez blatu i zastanawiałam się z czego ten blat zrobić. Najpierw wpadłam na pomysł szkła, jednak lekka konstrukcja stolika, mogłaby nie wytrzymać, podobnie jak w przypadku litego drewna. Wtedy właśnie zobaczyłam u Ewy w garażu taki sam stolik czekający na renowację, tyle, że z blatem i było od razu wiadomo, że to karciak. Okazało się, że były dwa bliźniacze stoliki: jeden trafił do Ewy, drugi do mnie. Mój bez blatu nie miał etykiety, ale na stoliku Ewy była zachowana.


Drewno było w dobrym stanie: bukowe, bez szkodników, bez ubytków. Należało jedynie wyszlifować, polakierować , zrobić blat ze sklejki i obić suknem. Prosta sprawa! Tymczasem ja zrobiłam tyle błędów, że szkoda gadać. Ku przestrodze, opowiem o nich.

Po pierwsze szlifowanie. To był czas, gdy odkryłam pracę cykliną. Byłam zachwycona, cały stolik oczyściłam wstępnie i pobieżnie wyszlifowałam. Miałam świadomość, że nie wszędzie do końca usunęłam stary lakier, ale przecież na wierzch miał iść również lakier, więc myślałam że to bez różnicy. Nic bardziej błędnego! Nawet jeśli zastosujesz dokładnie ten sam produkt (a ja przecież nie wiedziałam jaki  był użyty te kilkadziesiąt lat temu), to ilość powłok ma wpływ na wygląd. U mnie wyszły po prostu plamy. Jeśli chcesz zostawić stary lakier, to musi być  równomiernie pozostawiony na całej powierzchni. Zniechęcona, zarzuciłam pracę na kilka miesięcy, by ostatecznie od początku wszystko zeszlifować (tym razem dokładnie) i polakierować całość. Efekt bardzo ładny, ale narobiłam się podwójnie.

Po drugie przycinanie sklejki na blat. Tu dobrze wymyśliłam, że skoro kupuję sklejkę, to mogę od razu w stolarni zamówić cięcie na wymiar. Moją ręczną wyrzynarką, nie wytnę tak równo, jak zrobią to profesjonalną piłą. Zmierzyłam dokładnie i zamówiłam wymiar na styk, nie uwzględniając grubości tkaniny. Zrobiłam to z rozmysłem, bo chciałam sama przeszlifować krawędzie, żeby było idealnie dopasowane. Ale szlifowanie krawędzi sklejki, to wcale nie jest taka szybka praca. Szlifowanie dla wygładzenia, to oczywiście "pikuś", ale zeszlifowanie w celu zmniejszenia wymiaru, to co innego. Mogłam od razu zamówić te kilka milimetrów mniej. Jednak ten etap, choć z utrudnieniami również zakończył się sukcesem.

Przymiarka blatu


Po trzecie klejenie sukna. Chciałam za szybko i od razu zaczęłam kleić sukno na powierzchni i na krawędziach. Klej rozprowadziłam więc na górze i na bokach, mocno przycisnęłam blat i zawinęłam sukno na boki. Oczywiście nie były dostatecznie mocno dociśnięte i nie przykleiło się. Więc w kolejnych krokach docisnęłam krawędzie listewkami dociśniętymi ściskami. 

Przyklejanie sukna do krawędzi blatu

Używałam tapicerskiego kleju kontaktowego. Najpierw pryskałam na sklejkę, odczekiwałam kilka minut, żeby rozpuszczalnik się ulotnił i dociskałam tkaninę. Tyle, że przy samych krawędziach na wszelki wypadek prysnęłam sporo kleju na już przyklejone od góry sukno. Efekt: zgrubienia i plamy. Pamiętaj, nie nakładaj kleju bezpośrednio na tkaninę. Jeśli zostanie przemoczona,będą plamy. No chyba, że to materiał techniczny, którego nie będzie widać np. taśmy łączące listewki rolety. Wtedy spokojnie możesz pryskać ile chcesz.


To niestety był już błąd trudny do naprawienia. Musiałabym odrywać sukno i kleić nowe, a prawdziwe wełniane sukno - tapet, tanie nie jest. Stolik trafi do mojej koleżanki, u której spotykamy się, żeby grać w kanastę i zostanie tak jak jest: z mankamentami, które będą mnie uczyły pokory. ☺Beata, mi wybaczy.

Potem już obyło się bez błędów. Blat został porządnie przyklejony do ramy. Tym razem się nie śpieszyłam, zrobiłam to solidnie, wykorzystując wszystkie ściski, jakie posiadam.


Ostatecznie stolik prezentuje się ok. Na potrzeby blogu pozuje z dwoma krzesełkami patyczakami z tego samego okresu.







Komentarze