Odnawiam przedwojenną szafkę

 Przedwojenną szafkę nocną dostałam od Ewy. Bardzo się ucieszyłam, bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to istna puszka Pandory.


Poznałyśmy się z Ewą dawno temu, na przyjęciu weselnym. Ona była gościem, ze strony Pana Młodego, a ja od Panny Młodej. Młoda para integrowała obie rodziny, zapraszając do siebie na Święta, rocznice, urodziny i imieniny, a często również bez okazji. Wkrótce się okazało, że mamy sporo wspólnych tematów. Sprawiało nam przyjemność urządzanie mieszkań i wyszukiwanie różnych "skarbów" na strychach, piwnicach czy śmietnikach. Starą zniszczoną szafkę wynalazła Ewa w kontenerze z gruzem, przed remontowanym domem. Szafka była pomalowana białą farbą olejną, ale miała bardzo ciekawy kształt. Do mnie trafiła w podzięce za odnowienie stołków kuchennych. Nie wiem czemu, ale od razu wystawiłam ją do ogródka, mimo że już wcześniej parę tygodni stała w domu Ewy. Jakoś jej stan wydawał mi się bardzo podejrzany. Następnego dnia uzbrojona w opalarkę zabrałam się za usuwanie farby olejnej. Wtedy właśnie wyszło szydło z worka. 

Po pierwsze: z wierzchu był stary fornir dębowy. Dębina ma to do siebie, że jest drewnem porowatym, więc usunięcie farby olejnej było nie lada wyzwaniem. Musiałam użyć drucianej szczotki, żeby wydrapać farbę z wszystkich zakamarków. 

 
Szafka w trakcie opalania. Ścianka boczna opalona i wyszczotkowana, 
a blat po opalaniu przed szczotkowaniem.

Po drugie: drewno było bardzo mokre. Pewnie szafka nasiąkła od spodu, a farba olejna skutecznie hamowała wysychanie. Pierwsze suszenie załatwiła opalarka. Jednak ozdobne listwy były w kiepskim stanie i zdecydowałam się je usunąć.

Po trzecie w drewnie były otworki po drewnojadach i świeże wiórki. Czym prędzej zadzwoniłam do Ewy i kazałam jej sprawdzić, czy szkodniki nie przeszły na inne jej meble.

Po czwarte: wnętrza szafki i szuflady były bardzo zniszczone. Ich odnowienie zajęłoby za dużo czasu i ostatecznie postanowiłam je wykleić.

Po piąte: nóżki szafki miały pierwotnie bardzo ciekawy kształt kopytek: węższe o góry, szersze na dole. Dwie nóżki popękały i ostały się tylko kikuty.  Musiałam wszystkie usunąć i okazało się, że to właśnie jedna z nóżek jest główną siedzibą drewnożerców i stąd wędrują dalej do ścianki. Znalazłam wylinki i żywe larwy, które czym prędzej uciekły w głąb drewna. W ruch poszedł środek owadobójczy aplikowany pędzlem na zewnątrz i strzykawką do wewnątrz. Potem szafka owinięta folią przechodziła kwarantannę, by na końcu trafić do ozonowania. Oby to załatwiło sprawę. 

Tak prezentowało się wnętrze "kopytka"

W tym czasie mogłam spokojnie zastanowić się, jak odnowić mebelek i jaki styl mu nadać 😁. Dotychczasowy styl wydawał mi się bardzo staroświecki i nie mam wnętrz tak urządzonych. Z drugiej strony chciałam zachować urok starego mebla. Zmiana miała polegać tylko na odjęciu ozdobnych drewnianych listew i wykończeniu blatu metalowymi kątownikami oraz zastąpieniu fikuśnych nóżek zwykłymi, prostymi.


Druga sprawa to kolor drewna. Mogłam zostawić naturalny dębowy kolor, ale na blacie były trudne do usunięcia plamy. Chciałam też podkreślić kolorem drzwiczki i front szuflady. Na szybko przygotowałam kilka koncepcji. Wygrało połączenie naturalnego koloru drewna z szarym. Blat ze względu na plamy miał być czarny.



Szufladę, półki i wewnętrzną powierzchnię drzwiczek okleiłam skórą w kremowym kolorze. Z nóżkami miałam najwięcej problemu, bo gotowe wydawały mi się zbyt masywne, a nie chciałam robić na wymiar (za drogo i za dużo zachodu). Ostatecznie szafka nie ma nóżek i wcale to nie przeszkadza.


Na koniec zamontowałam uchwyty w kształcie metalowych kółeczek i już na Święta, szafka prezentowała się tak.



Komentarze