Stare żeliwo

Poprzedni post był ogrodowy, więc teraz dla odmiany pora na remontowy 😀

Wciąż tkwię w remontach po uszy. Postanowiłam ocalić wszystko co mi się podoba, a ocalić się da, zamiast wymieniać na nowe, "bo takie czyste i ładne".


Więc budowlańcy, którzy robią remont patrzą na mnie jak na kretynkę.
- Chce Pani zostawić ten stary parkiet? Nie lepiej położyć panele. Nawet takie niedrogie można kupić.
- A te karnisze to do wyrzucenia, prawda? Kupi Pani sobie nowe, takie ładne plastikowe.
- Chce się Pani tak skrobać te futryny i drzwi. No pewnie taniej wyjdzie niż nowe i jak Pani ładnie pomaluje, to może i będą ładnie wyglądać.
- Te dechy, to czym Pani zakryje?
- Po co Pani taki stary włącznik?

I nagle objawiły się kratki wentylacyjne. Nie wiem czy sama bym wpadła na pomysł, że warto je zostawić - takie były zapyziałe, ale zobaczyłam wcześniej odnowione u sąsiada.
Dwie zdążyłam sama wykuć, trzecią znalazłam leżącą na podłodze, na szczęście nieuszkodzoną.
Budowlaniec, który ją wyrwał ze ściany, popukał się w czoło, gdy ją z kupy gruzu wygrzebywałam i zajął się swoją pracą.









Ja tymczasem z grubsza ją oczyściłam i gdy przyszedł szef ekipy remontowej prezentowała się już jako tako. Pan Darek na swoim fachu się zna i o wartości oryginalnych elementów, pojęcie ma niezłe. Pogadaliśmy sobie, a następnego dnia pracujący budowlaniec był przekonany, że stare żeliwne kratki wentylacyjne są warte mnóstwo pieniędzy, co najmniej 10 razy więcej niż rzeczywiste ceny. 😉
Kratki zaczęły już całkiem przyzwoicie wyglądać, ale wciąż miejscami widać było starą olejną farbę. To waśnie pan Darek podsunął mi pomysł piaskowania. Okazało się, że całkiem niedaleko jest zakład ślusarski, gdzie można oddać metalowe elementy do piaskowania i już następnego dnia odebrałam śliczniutkie i czyściutkie żeliwo. Tak śliczne i tak czyste, że aż zgłupiałam przy odbiorze i zaczęłam się dopytywać czy przypadkiem nie pomalowali je jakimś sreberkiem. Było aż białe!
Nie do końca o taki efekt mi chodziło. 😕 Miało być jednak widać ząb czasu. I znów kombinowanie, co z tym zrobić: polać jakimś kwasem, przypalać ogniem, a może pomalować specjalną farbą z efektem postarzania? Zapakowałam żelastwo w foliówkę i odłożyłam problem na bok. Po 2 tygodniach foliówka nawinęła mi się pod rękę i postanowiłam jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie, a nuż coś wymyślę.  Gdy wyciągnęłam kratki, to w najbardziej pokiereszowanych miejscach znów zaczęła wychodzić rdza. Jak ja się ucieszyłam!!! Rdzę wyczyściłam, żeliwo polakierowałam, co nieoczekiwanie znacznie je przyciemniło i mam, tak jak chciałam: piękne, czyste i stare 😀



Komentarze